Fotografia podróżnicza - czy prosisz o pozwolenie przed, po czy wcale?

Anonim

Dla wielu z nas podróże i fotografia idą w parze. Nowe zabytki to uczta dla oczu, a osoby z mocnymi intencjami fotograficznymi uwielbiają uchwycić kolory i życie, które znajdujemy na (cyfrowym) filmie, aby dzielić się nimi w domu. A czasem po prostu dla własnej przyjemności.

Jednym z tematów, który pojawia się raz po raz jako organizator wycieczek fotograficznych, jest „Czy pytasz o pozwolenie podczas robienia czyjegoś zdjęcia?” To jeden z najbardziej wrażliwych tematów w fotografii. Zapytaj dowolnego doświadczonego fotografa ulicznego, a prawdopodobnie otrzymasz głośne „Nie”. To samo dotyczy fotoreporterów. Ale większość z nas nie mieści się w tych dwóch kategoriach. Większość z nas po prostu cieszy się światem i nie chce zdobyć rozgłosu jako światowej sławy dziennikarz.

Tak więc pytanie wciąż pozostaje. Czy w przypadku przeciętnego fotografa wyjeżdżającego na wakacje (nie na zlecenie) pytasz o pozwolenie podczas robienia komuś zdjęcia?

Moja rada na pytanie? Tak zawsze. Większość czasu. Z wyjątkiem… . Widzisz, dla mnie nie jest czarno-biały (mój CCD nagrywa tylko w kolorze). Ze wszystkich sił staram się poprosić o pozwolenie, zanim strzelę z szacunku. Dla mnie dotyczy to Złotej Zasady i byłbym wdzięczny, gdyby inni najpierw pytali mnie o pozwolenie, gdyby obiektyw został odwrócony. Jeśli jest to praktyczne, tak, pytaj. Wiem, wiem… przez większość czasu psuje to ujęcie. Ale dla mnie okazywanie szacunku ludziom, z którymi dzielę planetę, to coś więcej niż przyniesienie do domu tego naprawdę fajnego zdjęcia (i jeśli nie kręcę dla Pulitzera, wszystkie ujęcia są po prostu fajne). Zauważyłem, że proszenie o pozwolenie, przy jednoczesnym zrujnowaniu jednego strzału, często prowadzi do innych strzałów, które nigdy nie istniały, zanim się przywitałem. Proszenie prowadzi również do nawiązania kontaktu z ludźmi w obszarze, w którym fotografuję, zamiast traktowania ich wszystkich jako ozdób, które błyszczą i zadziwiają. Nie mam też nic przeciwko robieniu portretów ludzi (co często zdarza się po zapytaniu o pozwolenie, ponieważ ludzie zwykle pozują), więc działa to w obie strony.

Z drugiej strony robię wiele zdjęć bez pytania, zwłaszcza w zatłoczonych sytuacjach na rynku. Podejmuję to indywidualnie dla każdego przypadku i często pytam po fakcie, pokazując tematowi zdjęcie. Może to również doprowadzić do rozmowy prowadzącej do większej wiedzy, niż gdybym nigdy się nie zaangażował. Szewc przedstawiony tutaj w Bhutanie, naprawiający mój but, stał się o wiele bardziej ożywiony i rozmowny, gdy poprosiłem o jego zdjęcie. Zwłaszcza, gdy jego przyjaciel po drugiej stronie ulicy zobaczył, jak robię zdjęcie. Otworzyło rozmowę, zmniejszyło poziom komfortu między nami i doprowadziło do kolejnych ujęć.

Innym razem jest to po prostu niepraktyczne. Kamieniarz przy pracy wysoko na ścianie. Policja drogowa na środku skrzyżowania. Są chwile, kiedy temat jest na widoku publicznym, a pytanie albo nie byłoby praktyczne, ani wskazane. W takich przypadkach staram się nawiązać kontakt wzrokowy i machać „dziękuję” lub po prostu iść dalej.

A ty? Jak często pytasz o pozwolenie podczas podróży? Czy zazwyczaj pytasz przed lub po i czy kiedykolwiek doprowadziło to do czegoś więcej, niż się spodziewałeś? Chętnie poznam Twoje doświadczenia w sekcji komentarzy poniżej.