Dwa lata temu, kiedy właśnie skończyłem licencjat i robiłem staż z biotechnologii, tata zapytał mnie, czy chciałbym pojechać z nim, jego żoną i bratem do Patagonii. Planowali wyjechać do Ameryki Południowej w grudniu 2022-2023 roku na trzy tygodnie i spędzić większość tego czasu w Patagonii, odwiedzając jedne z najsłynniejszych tamtejszych miejsc. Oczywiście mój tata nie musiał wiele przekonywać, abym chciał pojechać w takie miejsce.
Jednak gdy próbuję zmniejszyć swój ślad węglowy, trudno mi było uzasadnić przelot z Europy do Ameryki Południowej tylko na trzy tygodnie. Na szczęście nie miałem wtedy żadnych zobowiązań, a decyzja o dodaniu kolejnych kilku miesięcy podróży była łatwa.
Podróżowałem sześć miesięcy po Kanadzie i częściach Stanów Zjednoczonych tuż przed rozpoczęciem studiów i mogłem sobie wyobrazić, że znowu podróżuję przez dłuższy czas. Wkrótce zacząłem planować wyjazd, który będzie koncentrował się wokół mojej wielkiej pasji: fotografii przyrodniczej.
Spędziłem dużo czasu, wymieniając części moich zdjęć i sprzętu kempingowego, odchudzając się, gdzie tylko mogłem, ponieważ wszystko, co przywiozłem na tę podróż, musiało zmieścić się w jednym plecaku. Musiałem wymyślić sposoby edycji i ochrony moich zdjęć, spodziewając się, że przez wiele miesięcy będę bez szybkiego połączenia internetowego. Wszystko to, biorąc pod uwagę dość trudną i zróżnicowaną pogodę, od deszczowej południowej Patagonii po drugie najbardziej suche miejsce na ziemi, pustynię Atakama.
Moim zdaniem moja podróż jest podzielona na dwie części: trzy tygodnie z rodziną - w szybkim tempie, szczegółowo zaplanowane, z przyjemnymi miejscami na pobyt - podczas gdy druga część jest sama. Moim celem było wolniejsze poruszanie się i płynięcie z prądem, dając sobie dodatkowy czas na fotografowanie. Dzisiaj chciałbym podzielić się z Wami niektórymi z najpiękniejszych i najbardziej interesujących rzeczy, których doświadczyłam w ciągu prawie siedmiu miesięcy, kiedy podróżuję. (W chwili publikacji tego artykułu nadal jestem w Ameryce Południowej, a do powrotu do domu pozostało nieco ponad miesiąc).
W argentyńskiej Patagonii wybraliśmy się z rodziną do El Chaltén, jednego z bardziej znanych miejsc do wspinaczki, wędrówek i oczywiście wspaniałej fotografii krajobrazowej. To miejsce, w którym słynny Mt. Fitz Roy jest zlokalizowany.
Nieco mniej znany fotografom - ale moim zdaniem o ciekawszym kształcie - to Cerro Torre. Po raz pierwszy zobaczyłem to podczas wędrówki z moim bratem do laguny lodowcowej u stóp góry. Działo się to w ciągu dnia, a światło nie było szczególnie dobre, ale wciąż próbowałem przeprowadzić kilka eksperymentów z długim czasem naświetlania.
Wiedziałem, że chcę wrócić po ładniejsze oświetlenie. Dlatego przekonałem mojego tatę - który wiele lat temu wciągnął mnie w fotografię - aby dołączył do mnie na wschód słońca na poszukiwanie wspomnianego Cerro Torre. A ta mała poranna sesja zdjęciowa była połączeniem wszystkiego, co najlepsze. Wspaniałe miejsce, w którym byliśmy całkowicie sami; oszałamiające światło z właściwego kierunku (oczywiście wcześniej sprawdziłem kierunek światła, ale nigdy nie można przewidzieć chmur); i spędzanie czasu z osobą, która wprowadziła mnie w to najbardziej satysfakcjonujące ze wszystkich hobby, które stało się czymś więcej niż tylko hobby.
Następnie udaliśmy się na zwiedzanie części Patagonii w dość szczególny sposób: podczas rejsu z Ushuaia do Punta Arenas. Widzieliśmy w Patagonii miejsca, których niewielu odwiedziło, ponieważ są tak odległe i dostępne tylko drogą morską. Cieśniny morskie, którymi podróżowali jedni z najwcześniejszych odkrywców Ameryki Południowej, góry górujące nad morzem w niemal norweski sposób, nietknięte lasy, tysiące pingwinów Humboldta i lodowce wpadające prosto do morza, cielące się na naszych oczach.
Po przybyciu do Punta Arenas polecieliśmy do Santiago, stolicy Chile, gdzie spędziliśmy razem kilka dni w mieście, zanim reszta mojej rodziny odleciała do domu. Zostałem w Santiago przez około miesiąc, aby uczyć się hiszpańskiego w szkole. Mówienie językiem danego miejsca jest dla mnie niezbędne, aby mieć dobre wrażenia z podróży i bardzo się cieszę, że podjąłem tę decyzję. Dzięki temu moja podróż była o wiele przyjemniejsza.
Po tym miesiącu zacząłem własne podróże od małej przygody - 9-dniowej wędrówki po chilijskich Andach. Tylko ja, mój namiot i mój aparat. To było niesamowite przeżycie: dużo słońca, wspaniałe wulkaniczne krajobrazy, naturalne gorące źródła po drodze. Ani śladu drogi ani żadnego innego turysty.
Następnie udałem się dalej na południe. Spotkałem przyjaciela w mieście Temuco, a następnie udałem się do Pucón, turystycznego miasta najbardziej znanego z aktywnego wulkanu Villarica, na który można się wspiąć. I oczywiście skorzystałem z okazji, aby wspiąć się na dymiący wulkan.
Po tej przygodzie - przy silnym wietrze i po stromym lodowcu - rozpocząłem 7-dniową wędrówkę w kierunku granicy argentyńskiej. Spędziłem już prawie trzy miesiące w Chile i dzięki mojej wizie turystycznej nie pozwolono mi zostać dłużej. Ale byłem zdecydowany wrócić jak najszybciej, spędzając tylko kilka dni w Argentynie.
Ten 7-dniowy trekking był kolejnym niesamowitym przeżyciem, na którym wspiąłem się na drugi wulkan i miałem świetne możliwości fotograficzne. Podczas tej samej wędrówki spotkałem Kyrę, Holenderkę podróżującą samotnie samochodem, który kupiła w Chile. Od tamtej pory podróżujemy razem.
Razem zwiedzaliśmy chilijską Patagonię, jadąc wzdłuż słynnej Carretera Austral, biwakując tam, gdzie znaleźliśmy piękne miejsce i spędzając kolejne 8 dni wędrując po nowym Parque Patagonia. Miesiąc później, jadąc ponownie na północ, doświadczyliśmy zimnych nocy na wysokości 4000 metrów, w których zamarzły nawet słone jeziora. Ale na szczęście w pobliżu było kilka naturalnych gorących źródeł, które bardzo pomogły nam odmrozić.
Następnie pojechaliśmy aż do San Pedro de Atacama, gdzie spędziliśmy około tygodnia wśród nieziemskich formacji skalnych i piaskowych. Następnie Kyra pojechała do Boliwii, podczas gdy ja przebywałem w San Pedro, ponieważ chciałem nieco bardziej zbadać najsuchszą niepolarną pustynię na tej planecie. Wynająłem kampera i spędziłem kolejne pięć nocy pod jednym z najlepszych nieboskłonów na świecie na obserwacje gwiazd i astrofotografię.
Niedługo potem pojechałem za nią do Boliwii, gdzie spotkałem też moją mamę, która przyjechała z wizytą do mnie na dwa tygodnie. Miejsce, do którego wjechałem do Boliwii, to chyba najbardziej znana część tego wspaniałego kraju: region Salar de Uyuni.
Większość ludzi - w tym ja - wybiera się na wycieczkę z przewodnikiem po tej odległej części kraju. Widać tu tylko mocne, czterokołowe ciężarówki, a wszystkie firmy turystyczne jeżdżą Toyotami Land Cruisers lub Nissan Patrols. O ile nie wybierasz się na prywatną wycieczkę (na którą nie mam pieniędzy), musisz dostosować się do harmonogramu wycieczki i pozostałych potrzeb grupy.
Nie trzeba dodawać, że jako fotograf nie jest to najbardziej satysfakcjonująca rzecz. Kiedy jednak przyjechała moja mama, najwyraźniej chciała też zobaczyć to słynne miejsce. Więc pojechałem na drugą trasę i spędziłem więcej czasu na fotografowaniu, nawet robiąc kilka zdjęć w znacznie lepszych warunkach.
Odwiedziłem też wiele ciekawszych i cudownych miejsc, którymi mogę się podzielić w kolejnym artykule. Dla tych z Was, którzy w międzyczasie są zainteresowani, zapraszam do odwiedzenia mojej witryny internetowej, aby odkryć jeszcze kilka historii i dużo więcej zdjęć.
Pisząc to, przebywam w Sucre, stolicy Boliwii. Będę podróżować po tym kraju do końca sierpnia przed powrotem do domu.